Przypadek (o ile coś takiego istnieje…) sprawił, że w przedświątecznym czasie „raczę” Państwa kolejnym tekstem, który… Chciałam napisać, że wyszedł spod mojego pióra, którym z upodobaniem się posługuję, ale siedzę wszak przed klawiaturą komputera… Takie to czasy. Ale ad rem…

*****

Zaczęło się od dźwięków. Od muzyki Włodzimierza Nahornego, dzięki której zacytowane niżej słowa poznałam. Ponad dwadzieścia lat temu na płycie „Bosa” zaśpiewała je Anna Maria Jopek:

Niewyspani się rodzimy
Przychodzimy
Jakby nic się przed nami nie zdarzyło
Śnimy, że to najważniejsze stać się musi
Jednocześnie zjawi się
Nasza młodość, nasza miłość

Jednocześnie
Chcemy żeby jednocześnie
Jednocześnie
Były święta i czereśnie
Jednocześnie
Chcemy być na jawie, we śnie
Jednocześnie

Wieczorami poprawiamy
W myśl niebieskiej koniugacji
Teraźniejszy czas na przeszły
Czekamy aby mądrość
Przyszła tu tą sama drogą
Co nasz wiek
Wiek dopiero co podeszły

Jednocześnie
Chcemy być
Na jawie we śnie

Zakładamy to marzenie
Tak codziennie jak koszulę
Uciążliwe i kosztuje
Suma szczęścia nie istnieje
Życie złoty to interes
Piękne jest
A księgowość wszystko psuje

Jednocześnie
Chcemy żeby jednocześnie
Jednocześnie
Były święta i czereśnie
Jednocześnie
Chcemy być na jawie, we śnie
Jednocześnie *

*****

I – nomen omen – jednocześnie, czytając te słowa, mam w pamięci twarz ich autora, Andrzeja Poniedzielskiego, człowieka, którego uwielbiam słuchać. Ale w tym przypadku słuchanie prawie zawsze wzmocnione musi być patrzeniem, bo… No właśnie, ja nie umiem tego opisać. Posłużę się zatem określeniami innych: „poeta smutku”, „jedyny niedobitek starych mistrzów” (Izolda Kiec), „mistrz powściągliwości scenicznej” (Janusz R. Kowalczyk) czy wreszcie – „Poniedzielski pozwala poczuć przyjemny posmak wspaniale ponurego pogodzenia się ze światem. Kiedy czytam te wiersze, słyszę jego głos w każdym słowie i milczenie w przerwach między słowami.” (Jerzy Bralczyk)

*****

Nie wiedzieć czemu, zapamiętałam z tego tekstu wyśpiewanego przez Annę Marię Jopek przede wszystkim jeden dwuwiersz: „Chcemy żeby jednocześnie / (…) Były święta i czereśnie”. I tu – automatycznie niemal – pojawia się wizualizacja, zbliżona do zdjęcia towarzyszącego temu wpisowi: ośnieżone, ścięte mrozem owoce (koniecznie czerwone). Że taki to skutek połączenia świąt grudniowych i czereśni? I że niekoniecznie na dobre to połączenie wychodzi?

*****

Tacy zatem jesteśmy, a może raczej – bywamy? Ciągnie nas jednocześnie w dwie (żeby tylko…) strony? Kosztując pachnących letnim powietrzem, dojrzałych czereśni, marzymy o białych Świętach Bożego Narodzenia? I odwrotnie – patrząc na śnieżny krajobraz, chcemy się raczyć świeżo z drzewa zerwanymi owocami? I „jednocześnie / chcemy być na jawie, we śnie”?

*****

I tu powinnam zacząć stawiać kropkę, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi. Bo pewnie więcej powie „(…) milczenie w przerwach między słowami” tekstu Andrzeja Poniedzielskiego? Czasem go potrzeba. Tak jak ciszy. I może tego powinniśmy sobie życzyć na te grudniowe święta? I może jeszcze trochę wzruszeń, o których w wywiadzie z Gabrielą Cagiel (krakowskie wydanie „Gazety Wyborczej” z 20.11.2015 r.) mówił tak: „Wydaje nam się, że [ich] nie potrzebujemy. Taką mamy rzeczywistość. Mam jednak wrażenie, że ludzkość wróci do tego. Czasy, w których żyjemy, są tak szybkie, że ledwo nam czasu wystarcza na zrobienie paru zabiegów wokół siebie związanych z codziennością i kontaktami z innymi ludźmi. Nagle okazuje się, że jedynym wzruszeniem, na które nas stać, jest wieczorne stwierdzenie: chyba chce mi się spać”.

* Utwór Andrzeja Poniedzielskiego przytoczony za: A. Poniedzielski, Piosenki to, Łódź 2013.

JUSTYNA DĄBROWSKA