Na bohaterkę kolejnych moich wspomnień z Galerii ?Resursa? wybrałam Janinę Ciechanowicz, kobietę niezwykłą; mądrą, silną i kochającą życie.

Z wykształcenia była matematykiem, wieloletnim oddanym i zasłużonym dyrektorem Zespołu Szkół Odzieżowych w Radomiu, a z chwilą przejścia na emeryturę rozpoczęła trwającą do końca swojego życia ? bardzo osobistą i kontrowersyjną przygodę ze sztuką (uprawiała malarstwo, rysunek, grafikę oraz tkaninę artystyczną). Pisząc: kontrowersyjną, mam na myśli jej oryginalne podejście do realizacji tematów, w których ogromna rolę odgrywał sam proces twórczy. Lubiła eksperymentować, podejmować próby niebanalnych kompozycji w równie niebanalnych technikach, które bez wątpienia można nazwać własnymi. Miała na koncie kilka wystaw indywidualnych, udział w Wojewódzkich Przeglądach Plastyki Nieprofesjonalnej w Radomiu (Wojewódzki Dom Kultury przy ul. Chałubińskiego) i ekspozycjach Klubu Plastyka Amatora, w istniejącym wówczas Klubie ?Łączności? przy ul. Malczewskiego (tuż za pocztą), w Klubie Środowisk Twórczych ?Łaźnia? i Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej. Jej prace można było zobaczyć na wystawach ogólnopolskich: tkactwa w Turku i Biennale Sztuki Nieprofesjonalnej w Skierniewicach, gdzie również została doceniona (nagroda i dwa wyróżnienia).

Janina Ciechanowicz to wybitny nauczyciel i pedagog, społecznik, pasjonat i twórca. W 1984 r. otrzymała Odznakę Zasłużonego Nauczyciela, dwa lata później Odznakę Zasłużony dla Województwa Radomskiego, a w 1987 r. Odznakę Zasłużonego Działacza Kultury.

Przypomniałam sobie ciepły majowy wieczór 15 maja (sobota) 2009 r. i otwarcie jubileuszowej wystawy malarstwa, rysunku, grafiki i tkaniny artystycznej, zorganizowanej z okazji 30 lat Jej pracy twórczej, połączony z wieczorem wspomnień. Data wernisażu nie była przypadkowa, bowiem Jubilatka właśnie w maju kończyła 90 lat i tamten jubileusz był okazją do podsumowania czasu minionego w bliskim dla niej gronie przyjaciół.

To była największa wystawa, jaką zrealizowałam – 134 prace jednego autora, które wybrałam z ogromnego dorobku artystki. Wszystkie sale w Resursie eksponowały sztukę pani Janki, w Galerii i w Sali Tanecznej zaaranżowałam malarstwo (głównie oleje i akwarele), na ścianach kawiarni – rysunek i grafikę, a w Sali Kameralnej – dużych formatów niezwykle precyzyjną tkaninę artystyczną, wykonaną z wełny i sizalu (ogrom pracy). Było na co popatrzeć i co podziwiać.

Jubilatka przybyła w asyście rodziny, niezwykle elegancka, w uszytej przez siebie długiej sukni w kolorowe kwiaty, nieco podenerwowana chwilą i podekscytowana. Wkrótce zawitali goście – najbliżsi i przyjaciele, przedstawiciele władz miasta i placówek kultury. Najliczniejsza grupę stanowili jej byli uczniowie i uczennice, którzy na to spotkanie przyjechali z różnych, niekiedy bardzo odległych miejscowości.

Były powitania i przemówienia, uściski i gratulacje. Nie zabrakło też dokumentu fotograficznego i opowieści z życia. Ku uciesze wszystkich były wiceprezydent Radomia (nieżyjący już) Janusz Zych ukląkł przed Jubilatką na kolano, a były wieloletni dyrektor WDK Stefan Młodawski gratulował sukcesu. To właśnie w tej placówce miała miejsce największa działalność wystawiennicza Pani Janinki. Pod koniec spotkania wniesiono rozświetlony świeczkami tort i wszyscy odśpiewaliśmy uroczyste nie 100, a 200 lat. Było mnóstwo kwiatów oraz gratulacji, były także łzy wzruszenia i, u przyjezdnych, radość ze spotkania po latach.

Patrzyłam na Panią Jankę i wiedziałam, że jest bardzo szczęśliwa, spełniona a Jej szczęście dawało mi dużo osobistej satysfakcji. Znałam Ją od dawna, lubiłam i podziwiałam. Przychodziłam do niej, kiedy jeszcze mieszkała (już jako emerytka) w służbowym maleńkim mieszkanku w Szkole Odzieżowej przy ul. Kilińskiego, później w większym, z dobrym światłem do malowania (co często podkreślała), przy ul. M. Curii?Skłodowskiej. Zawsze gościnna (częstowała herbatką, kawą i koniecznie własnoręcznie upieczonymi ciasteczkami). Przy degustacji rozmawiałyśmy o sztuce i o życiu, oglądałam coraz to nowe prace, próbowałam coś podpowiedzieć, a Ona uwzględniała moje korekty.

Życie miała niełatwe. Urodziła się w Mikuliczach, na Kresach Wschodnich. W czasie wojny, w wieku 24 została wdową, po śmierci męża, samotnie wychowała maleńką wówczas córkę, a po latach pomagała jej także wychować dwie ukochane wnuczki. Studiowała najpierw w Łodzi, później w Warszawie. Zanim rozpoczęła pracę w Radomiu, pracowała
w Pile, która zaraz po wojnie stała się jej domem.

Była wzorem i przykładem dobrego przełożonego, nauczyciela i po prostu dobrym, uczciwym człowiekiem – tak o niej mówili inni, w taki właśnie sposób zapisała się w pamięci uczniów, współpracowników i tych, którzy mieli okazję się z nią spotykać. Fakt, że tak tłumnie zebrali się na jubileuszowej wystawie jej byli uczniowie, jest tego najlepszym przykładem.

Pani Janka była wymagająca wobec innych, ale przede wszystkim wobec siebie i wciąż podejmowała nowe działania, stawiała sobie nowe wymagania. Tuż po przejściu na emeryturę rozpoczęła swoją wieloletnią artystyczną przygodę. Kochała sztukę i pielęgnowanie działki. Była niezwykle energiczna, mieszkała sama (z własnego wyboru), pracowita i twórcza. To właśnie tworzenie stało się Jej wewnętrzną potrzebą, wręcz nieodpartą koniecznością plastycznego zapisu otaczającej rzeczywistości. Aby bardziej przyswoić sobie zagadnienia sztuki, nauczyć się technik plastycznych, podjęła naukę w Państwowym Ognisku Plastycznym w Radomiu, kontynuując edukację przez wiele lat na różnych fakultetach.

Często wpadała do mnie do ?Resursy? z bukietem ?własnych, działkowych? kwiatów, ale nigdy nie miała czasu porozmawiać dłużej niż przysłowiowe pięć minut. Zawsze coś miała do załatwienia, gdzieś się spieszyła.

Podziwiałam Ją chyba za wszystko. Była samodzielna, mądra i wrażliwa. Odnalazła się w trudnym dla kobiety czasie i miejscu, potrafiła z podniesioną głową sprostać wszystkim nałożonym przez los i życie oczekiwaniom. I do tego miała jeszcze pasje, realizowała własne marzenia. W Jej kruchym ciele mieściła się siła, połączona z delikatnością, ale także i z dumą.

Zmarła w wieku 96 lat. Na pogrzebie w kościele pw. Św. Rodziny w Radomiu przy ul. Kelles-Krauza żegnali Ją w większości ci, którzy byli na jubileuszu. Zwyczajowo największą grupę stanowili wierni uczniowie – była przez nich kochana i szanowana.

Odeszła nestorka radomskiej plastyki nieprofesjonalnej, twórczyni świadoma i utalentowana, dla której sztuka (jak sama często podkreślała) była życiem i jego przedłużeniem.

Z sentymentem wspominam Panią Janinę Ciechanowicz. W czasie, kiedy tak wiele się mówi, czy nawet wręcz krzyczy, a słowa często nie znajdują pokrycia w czynach ? czasami myślę o niej. O kobiecie cichej, niezmiennie hołdującej swoim zasadom, niezwykle pracowitej i konsekwentnej w działaniu, która innym przekazywała cenne i mądre wskazówki i wartości. Jej życie, zarówno zawodowe jak i rodzinne, przepełnione pasją oraz miłością do sztuki, mogłoby śmiało posłużyć jako przykład dla innych.

Wraz z odejściem Pani Janka zostawiła ogromny dorobek twórczy. Razem z córką ? dr Danutą Ciechanowicz-Jasztal (cenionym neurologiem dziecięcym) zorganizowałyśmy w 2017 roku w ?Resursie? wystawę pośmiertną artystki i aukcję, z której dochód wsparł Stowarzyszenie Ojca Pio w Radomiu z przeznaczeniem na budowę ośrodka opiekuńczo-hospicyjno-rehabilitacyjnego w Alojzowie koło Iłży.

Znając Janinę Ciechanowicz i Jej życzliwość wobec słabszych i chorych, jestem przekonana, że inicjatywa ta spotkała się u niej (?u góry?) z pełnym przyzwoleniem.

ELŻBIETA RACZKOWSKA