Już w najbliższy piątek w Kamienicy Deskurów Resursa zaprosi na kolejne zwiedzanie wystawy „Beksiński w Radomiu” z towarzyszeniem słynnej audycji Tomasza Beksińskiego dla Polskiego Radia. Z tej okazji przypomniałem sobie film „Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego, opowiadający o dramatycznych losach rodziny Beksińskich.
Zdzisław, artysta o niesamowitej, niepokojącej wyobraźni, którego fantastyczne dzieła budzą zachwyt na całym świecie, stanowiąc także inspirację dla rzeszy innych twórców. Tomasz, jego syn, tłumaczył filmy (jest autorem polskiej wersji językowej cyklu o Jamesie Bondzie, czy „Szklanej Pułapki”) i prowadził popularne audycje muzyczne w Radiowej Trójce. Pomiędzy nimi Zofia, żona, matka, schowana za ich sławą, lecz w rzeczywistości trzymająca ich obu na powierzchni.
Tragiczne losy rodziny Beksińskich są powszechnie znane. Wydawać by się mogło, że nad członkami rodu krążyło jakieś fatum, które niektórzy chcieliby przypisać tematom malarstwa Zdzisława. Tak jakby te niepokojące, demoniczne niekiedy obrazy, zajmujące wszystkie ściany w ich mieszkaniu, towarzyszące tej rodzinie nieustannie, odzwierciedlały rodzinne problemy, stan ducha jej członków. Próby samobójcze Tomka, śmiertelna choroba Zofii, czy wreszcie tragedia, która wydarzyła się w 2005 roku, gdy wydawało się, że już nic gorszego nie mogłoby wybitnego malarza spotkać.
Najlepszy film Festiwalu w Gdyni w 2016 roku stanowi niejako kronikę z życia Beksińskich. Zaczyna się pod koniec lat 70., gdy Tomek wprowadza się do mieszkania w pobliżu rodziców. Jako widzowie zaglądamy do ich mieszkań od czasu do czasu niczym podglądacze karmiący się ich problemami, troskami i radościami. Jest coś w filmie Matuszyńskiego, co sprawia, że ta proza życia: zjedzony w pośpiechu obiad, jeżdżenie windą, kłótnie – jest niesamowicie angażująca. Dużo tu też czarnego humoru wynikającego niejako ze specyfiki tej rodziny. Nieustannie ścierają się tu bowiem charaktery Zdzisława i Tomka, stoicki spokój oraz wybuchowość.
Bardzo dobrze została przyjęta rola Dawida Ogrodnika, który wcielił się w postać Tomasza Beksińskiego; został zresztą za nią nominowany do Orłów, natomiast sam mam z tą kreacją problem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak ważne dla tego filmu było osadzenie charakteru tej postaci, jej osobowości, zachowania – na skrajnie przeciwnym biegunie względem stoickiego opanowania Zdzisława. A jednak przez cały seans nie byłem w stanie pozbyć się wrażenia, że postać Tomka została w tym filmie w jakiś sposób wypaczona. Internet pełen jest archiwalnych nagrań z udziałem młodego Beksińskiego, pozostawionych po nich tekstów, wypowiedzi, dowodzących licznych jego wartościowych cech, których – mam takie wrażenie – do końca w „Ostatniej rodzinie” nie oddano.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy filmu ukazali Tomka dość wybiórczo, wykorzystując tylko te cechy, które im odpowiadały do stworzenia obrazu zdziecinniałego ekscentryka. Ślizgamy się gdzieś po jego życiorysie, ledwo zahaczając o kluczowe wydarzenia. Jest to rzecz jasna podyktowane m.in. tym, że nie on jest głównym (jedynym) bohaterem filmu, być może nie było dość czasu, aby ukazać bohatera w pełni, ale być może jest to też autorska wizja – obraz Tomka, który potrzebny był do stworzenia takiego, a nie innego filmu.
Bo kino rządzi się swoimi prawami. Zdzisław i Tomek Beksińscy w filmie „Ostatnia rodzina” to niejako dwa końce tego samego kija, trzymanego przez Zofię Beksińską. To oczywiście ona jest tutaj spoiwem, fundamentem rodziny, tą najsilniejszą, najpokorniejszą, bez której świat Beksińskich zawaliłby się w mgnieniu oka.
Jest jeszcze kwestia relacji ojciec-syn. Nie wiem, na ile można ją odnieść do rzeczywistości, bo nie mogę mieć pewności co do tego, jak naprawdę ta relacja wyglądała od środka, niemniej w filmie bardzo wyraźnie zaakcentowano problem braku wzięcia odpowiedzialności za wychowanie syna, przez „starego” Beksińskiego. Nie sposób wątpić w jego miłość do syna, ale pewne jest, że nieustannie ucieka. Filmowy Zdzisław jest w swoim domu obserwatorem, od każdej trudniejszej sytuacji odgradza się obiektywem kamery, chowa się za nim, co widzimy na przykładzie wielu scen. Nie jest w stanie dać synowi żadnej sensownej rady, nigdy nie zdobywa się na poważną rozmowę, nie jest dla niego autorytetem, mężczyzną, jakiego każdy młody chłopiec u progu dojrzewania potrzebuje. Nie był też tym mężczyzną w życiu Tomka później. W jednej z ostatnich scen grany przez Ogrodnika bohater mówi do ojca: Nie mam do ciebie żalu. Ale już się dokonało.
Wspomniałem już o pewnym „ślizganiu się” po życiorysie Tomka, ale tak jest w tym filmie z całą rodziną Beksińskich. Skrawek po skrawku przeskakujemy co kilka miesięcy, czy nawet lat do przodu, otrzymując jedynie fragmenty kluczowych wydarzeń z ich życia. Dla odbiorców, którym losy rodziny są zupełnie nieznane, może to być poniekąd problem. Mam wrażenie, że o Beksińskich znacznie więcej można się dowiedzieć z samych materiałów zamieszczonych na YouTube, niż z „Ostatniej rodziny”.
A jednak od tego filmu nie sposób się oderwać. Jest w tej produkcji coś przejmującego. Nawet podglądając te urywki z cudzego życia, trudno w tej czy innej postaci, w tej czy innej sytuacji, nie dostrzegać siebie, własnych doświadczeń.
Scenografia, charakteryzacja, niesamowicie odwzorują oryginalne sceny z życia Beksińskich. Dużo też symboliki czy zwiastunów zbliżających się tragedii umiejętnie ulokowanych w całym filmie. Niesamowita także praca aktorów. Bo choć nie do końca zgadzam się ze sposobem przedstawienia bohaterów, to nie sposób nie docenić wielkiej gry całej trójki: Seweryna, Koniecznej i Ogrodnika. I być może nie przesadzę, jeśli powiem, że to właśnie Aleksandra Konieczna gra tutaj najlepiej. Ale to znakomicie zagrany, wybitnie zrealizowany film, który z nawiązką wykorzystuje potencjał polskiego kina.
Jest w tym obrazie jeszcze więcej: nieustanny niepokój, mrok wyzierający z tych bohaterów i ogromny smutek, którym podszyte są nawet te zabawne sceny. Nie byłem usatysfakcjonowany tym seansem, a jednak film pozostaje ze mną i trudno mi go wyrzucić z głowy. Być może oczekiwałem po prostu innej opowieści. Sądzę, że to jeden z tych filmów, które każdy powinien obejrzeć, by wyrobić sobie własną opinię, która zależeć będzie od bardzo wielu czynników.
Jeszcze do 4 czerwca w Kamienicy Deskurów można będzie oglądać wyjątkową wystawę „Beksiński w Radomiu”, ale twórczość Zdzisława Beksińskiego próbujemy poznawać jeszcze głębiej. Czy to poprzez odkrywanie jego opowiadań, czy fascynujące spotkanie z Magdaleną Grzebałkowską, autorką biografii rodziny Beksińskich (wydarzenie zorganizowała w Resursie Miejska Biblioteka Publiczna). Warto poznać także „Ostatnią rodzinę”, która stanowi kolejne spojrzenie na niezwykłe losy familii z Sanoka. Zaplanowane na piątek zwiedzanie z audycją będzie z kolei stanowiło okazję do bezpośredniego spotkania z wrażliwością ojca i syna. Jeżeli jeszcze nie widzieliście tej wystawy, może to być dobra okazja do nadrobienia zaległości.
DAMIAN DRABIK