Jest coś pięknego w byciu dzieckiem, ale… takim dzieckiem, które ma już pracę i kredyty w banku, prawo jazdy i nadal czuje przyjemne ciepło, gdy myśli o beztroskich czasach dzieciństwa.
Z sentymentem i radością wracam do chwil, kiedy byłam małą dziewczynką. Uwielbiam i pielęgnuję wspomnienia o zabawkach, grach i zajęciach, które całymi dniami zajmowały mnie i moje koleżanki i kolegów z podwórka. Dla nas liść, kamyk, kij, to atrybuty gwarantujące fantastyczną zabawę… a i fantazja! Tej nigdy nam nie brakowało.
Jako dziecko miałam wiele hobby, które zmieniało się co rusz, jednocześnie wciąż wracałam do swoich zainteresowań. Miałam to szczęście, że wychowywałam się w latach 90., kiedy to mało kto słyszał o komputerze, a pierwszy telefon komórkowy dostałam od rodziców już jako nastolatka. Dlatego też większość moich zabaw i relacji rozwijała się w tzw. realu. Dziś szukając definicji dla niektórych z moich wielu pasji (nie tylko moich, ale również moich przyjaciół z dzieciństwa) zdałam sobie sprawę, że przecież każdy z nas był kiedyś najprawdziwszym kolekcjonerem! Bo kto z nas nie zbierał karteczek na wymianę, żetonów z chipsów, zabawek z jajek niespodzianek, historyjek z gum do żucia, „resoraków” lub żołnierzyków?
Wracam do tych niezwykle miłych wspomnień. I co mnie zdumiewa w tym, to fakt, że praktycznie żadne z kolekcjonowanych przeze mnie przedmiotów nie były nadzwyczaj drogie i wartościowe w ścisłym znaczeniu tego słowa, jednak stanowiły dla mnie w tamtym czasie ogromną wartość.
Już w zerówce dochodziło do pierwszych wymian na kolorowe odrywane karteczki w notesiku, gdzie motywem przewodnim był Król Lew, Syrenka Arielka i inne bajkowe postacie. Trend ten szybko ewoluował do karteczek, które trzymało się w segregatorach. Za jedną „niespotykaną” karteczkę można było dostać kilka mniej pożądanych (rodzice nie mieli łatwo w sklepie z przyborami szkolnymi, który kusił ciągle nowościami). Producenci słodyczy i zabawek nigdy nie rezygnowali z trendu kolekcjonerstwa i co chwila pojawiały się w sklepikach szkolnych chipsy z kolekcją żetonów z postaciami z kreskówek, z quizami itd. W jajkach Kinder Niespodziankach wciąż można było znaleźć nowe figurki i zabawki, które składaliśmy wspólnie z rodzeństwem. Nawiasem mówiąc, nigdy nie czytaliśmy do nich instrukcji. Hitem w latach późniejszych były pamiętniki i zeszyty tzw. złotych myśli, do których wpisywało się wierszyki z dedykacją oraz informacje takie jak: ulubiony kolor, rozmiar buta czy imię wybranka naszego serca. W mojej kolekcji było sporo kaset magnetofonowych, a później płyt CD. Nie zna życia, kto nigdy nie przewijał kasety, nadziewając jej na ołówek!
Dlaczego wracam do tych wspomnień? Obudziły je we mnie niektóre eksponaty, które miałam okazję podziwiać na wystawie w Muzeum Historii Najnowszej Radomia w Kamienicy Deskurów. W życiu nie pomyślałabym, że takie przedmioty będę jeszcze jako młoda (!) kobieta podziwiać w muzeum! A jednak!
Zachęcam i Was do cofnięcia się w czasie za sprawą przedmiotów, które do niedawna zapewne sami trzymaliśmy w spakowanych pudłach na strychu. Sprawdźmy! Może nadal się tam znajdują?
Paulina Drela