Zawsze lubiłam dworce. Wszelkiej maści, ale chyba najbardziej, choć nie wiedzieć czemu, te kolejowe. Za co? Trudno powiedzieć, ale jeśli już trzeba lubić za coś mniej lub bardziej konkretnego, napiszę, że za… „życiowość”. Tak, dla mnie dworce (lotniska też, bo w grę wchodzą tu przede wszystkim poczekalnie) są bardzo „życiowe”. A rzecz, między innymi, w przypadkowości i chwilowości wszystkiego, co się na nich dzieje, tego, kto się na nich spotyka (albo i nie dzieje, i nie spotyka…). Ale z drugiej strony, na tych samych dworcach, w tych samych poczekalniach – wszyscy, wszystko, wszędzie. I naraz. Na pewno?
Raj utracony?
![](https://resursa.radom.pl/wp-content/uploads/2023/08/BLOG-Raj-utracony-kopia-1024x576.jpg)