Dziś na blogu Resursy wpis Elwiry Dzikowskiej, która zachęca do przemyśleń i gruntownych reorganizacji swoich postanowień w kontekście czasu… Przyjemnej lektury.

Niech nikogo nie zwiedzie dzisiejsza data w kalendarzu. Piszę o tym niebezpodstawnie. Przyjęłam ją jako punkt wyjścia moich rozmyślań. Pewnie zdziwi Was to, o co poproszę, tym bardziej że jest wiosna, a przez chwilę mamy nawet pełnię lata. Wróćmy pamięcią do końcówki grudnia zeszłego roku. Zachwycająca biel śnieżnego puchu, magia pierwszych jego płatków, małych gwiazdek tańczących w świetle ulicznych latarni; dzieci często łapią je, wystawiając ręce przed siebie, a one złapane, nie tracąc swego kryształkowego wdzięku, kończą swój taniec. To magia zbliżających się świąt, skrzącego się mrozu skrzypiącego pod nogami, kolorowych świateł ozdób choinkowych zdobiących ulice, zbliżającego się Sylwestra. Samo pojawienie się Nowego Roku, w każdej kulturze jest postrzegane jako nowy początek, otwiera czas, w którym wszystko może się zdarzyć. Czujemy napływ sił, nowych możliwości, wyobraźnia podsuwa nam niesamowite pomysły, rozum daje przyzwolenie na snucie planów…

Z tej perspektywy wyobrażenie o przyszłych zmianach (na lepsze, ma się rozumieć), jest niezwykle kuszące. I tak w okolicznościach mniej lub bardziej sprzyjających zadumaniu, zabieramy się do snucia planów, które w głowie nie wydają się zbyt trudne do spełnienia. Mamy czas, myślimy, zerkając na kartki w kalendarzu, na rozpoczęcie czegoś zupełnie nowego, na wykoncypowanie i realizację takiego pomysłu, jakiego jeszcze nikt nie wymyślił i nie zrealizował. Może na początek coś prostego, na przykład postanowienie wdrożenia zdrowej diety (kiełki, seler i znów kiełki, na deser półzielonego jabłka albo ćwiartka), którą tym razem uda się zastosować. I wytrwać. Dłużej niż poprzednio. Albo coś szalonego jak wyjazd w góry bez przygotowania, odpowiedniego ekwipunku, takie ekstremum, szkoła przetrwania. W głowie roi się już przerażająca historia, którą potem można opowiadać znajomym (jeśli się roi w opcji, że się przeżyło) o tym, jak wyszedł na nas wilk albo jeszcze lepiej niedźwiedź. A my zaprawieni w boju poprzez oglądanie dziwnych bajek w dzieciństwie, ocaliliśmy życie, bo wiedzieliśmy, co trzeba w takiej sytuacji robić. No co? Uciekać? Jakie uciekać! To musimy sobie zapamiętać: przed niedźwiedziem nigdzie nie uciekamy! Instrukcja dotycząca niedźwiedzia wygląda tak: jak zobaczymy niedźwiedzia, który wyszedł na drogę i idzie w naszą stronę, musimy bezzwłocznie paść na ziemię i leżeć nieruchomo. Oczy zamknięte. Nie podglądamy, co niedźwiedź robi. Nikt nie lubi być podglądany! Niedźwiedź się znudzi i sobie pójdzie. W każdym razie trzeba mieć taką nadzieję. Chyba że podczas tej ekstremalnej górskiej przygody zjedliśmy jagody, rano na śniadanie i nie umyliśmy zębów. Niedźwiedź na pewno je wyczuje, jak zacznie nas obwąchiwać z każdej strony, bo przecież wszyscy wiedzą, co misie lubią najbardziej. Leśne jagody! Nie będę się tutaj zagłębiać w ten temat, dość powiedzieć, że na ekstremalną wyprawę w góry się nie zdecydowałam.

Znów zerkamy w kalendarz. Co? Już marzec? Od tego momentu rozpoczyna się gonitwa myśli, prawdziwy galop. Przyspieszona giełda pomysłów. Może jednak czytelnictwo? Przemawia za tym wiele, chociażby, że spokojnie, bezpiecznie, sucho i zawsze można się czegoś dowiedzieć. No i nikt nas nie zje. To będzie prawdziwe wyzwanie: przeczytać siedem książek, które się chciało zawsze przeczytać. W siedem tygodni! Szybki rzut oka w kalendarz. Wisi, jak wisiał miesiąc wcześniej. Ma taką dziwną przypadłość, której nie jestem w stanie zgłębić; daty najpierw powoli się zmieniają, potem przyspieszają, nie wiadomo kiedy, ledwie się orientujemy, że już uciekł styczeń, chociaż zawsze się mówi, że to długi i trudny pod wieloma względami miesiąc. Potem powoli (przynajmniej tak nam się wydaje, bo to dopiero początek roku i mamy na wszystko jeszcze dużo czasu) wkraczamy w połowę lutego, mając wciąż przed oczyma wizję lepszego, zdrowszego i bardziej ekscytującego życia. Na noworoczne postanowienia mamy przecież cały rok. To dużo czasu. A może to jedynie iluzja, którą karmimy się sami na własne życzenie. Najczęściej przecieramy oczy koło kwietnia albo później ze zdumieniem patrząc na rozkwitłą wokół przyrodę, dziwiąc się niepomiernie, jak to szybko zleciało. Za chwilę będą wakacje, potem jesień i znów czas noworocznych postanowień, bez których smutno byłoby i nijako. Twórzmy sobie zatem iluzję zmian na swój własny użytek; może tylko w chęci zawartej w postanowieniach istniejemy naprawdę.

ELWIRA DZIKOWSKA