Przyjemnie jest pracować w samym sercu miasta. Codziennie idę lub jadę do pracy ulicą Rwańską, która w pewnym momencie otwiera się na Rynek. Drogę z domu do Kamienicy Deskurów mam krótką, ale pomimo to, jeszcze mi ona nie spowszedniała.
Idąc wyżej wymienioną ulicą, zastanawiam się nad podwórkiem, przez które, dalej przez kamienicę, przechodziła nielegalnie do getta moja babcia, żeby dostać się do najlepszej kosmetyczki w Radomiu. Podobno jedynej, która znała wspaniałą kompozycję ziół do kąpieli parowych. Pamiętam, kiedy jako licealistka słuchałam babci ze zdumieniem, by w końcu przypomnieć jej konsekwencje, na jakie narażała się, przechodząc na – włączoną do dzielnicy żydowskiej – ulicę Wałową. – Może i tak… – przyznała mi rację bez specjalnego przekonania. – Ale wiesz, jaka cera była potem promienna?
Babcia w chwili wybuchu wojny miała niecałe 20 lat. Czasy bywają różne, a panny na wydaniu niezmiennie chcą być piękne… Kiedy żyła nie przyszło mi do głowy poprosić ją o wskazanie tej kamienicy. Może i dobrze. Dzięki temu mogę się nad tym zastanawiać do końca świata. Podobno Rwańska była przed wojną ulicą czerwonych latarni. Spacerujące niespiesznie ulicą panie ubrane tylko w długie płaszcze to z kolei wspomnienia dziadka, znane mi z drugiej ręki, bo nie mówiłby o nich dwunastolatce…
Kiedy dochodzę do Rynku, kończą się moje wspomnienia rodzinne. Na podstawie tego, co wiem o jego historii, zastanawiam się, jak mógł wyglądać pierwotny pomnik Czynu Legionowego. Z dużym prawdopodobieństwem prezentował się on nieszczególnie. Odsłonięto go 10 sierpnia 1930 roku, w asyście samego Marszałka Józefa Piłsudskiego. Niestety już po czterech latach monument nadawał się do wymiany, bo został wykonany z patynowanego gipsu… O wyborze taniego i nietrwałego materiału zdecydowały zapewne oszczędności. Nowa figura leguna ustawiona w roku 1934 była już odlana z brązu, pochodzącego ponoć z czterech armat zdobytych na bolszewikach w 1920 roku.
Można zobaczyć ją na starych fotografiach. Jednak na żadnej z nich nie udało mi się wypatrzyć fontanny, która znajdowała się za legionistą, w osi ulicy Rwańskiej. Według opisów woda wypływała z otworów wywierconych w ogromnym głazie narzutowym, wykopanym z ulicy Skaryszewskiej (dziś Słowackiego), bo stanął na drodze kładzionego w 1926 roku wodociągu. Fontanna była ponoć podświetlana i stanowiła atrakcję Rynku. W czasie okupacji hitlerowskiej podzieliła prawdopodobnie los samego pomnika, który jako ślad polskości został w roku 1940 usunięty i przetopiony. Niemal 75 lat później archeolodzy odnaleźli głaz w jednym z wykopów w obrębie Rynku. Wrócił na jego płytę – niestety już nie jako element większej całości. Mijający go radomianie zapewne nie wiedzą, jak świetną pełnił niegdyś funkcję… Pewnie wielu z nich chętnie przystanęłoby przy rynkowej fontannie w upalny dzień. Kto wie, może przez wielki głaz kiedyś znów popłynie woda? Wszak kamienie są wieczne i mają czas by poczekać…
Ewa Waluś
Bibliografia: Joanna Marciniak-Barczyk, „Działo się na radomskim rynku” – zapomniana fontanna na Rynku Nowego Miasta w Radomiu, „Radomskie Studia Humanistyczne”, T. II, Radom 2015, s. 281-292.