Zacznijmy od anegdoty: Pod Ziemiańską [warszawska kawiarnia] zajechała pusta dorożka i wysiadł z niej Bolesław Leśmian. Tę króciutką, ale opartą na paradoksie i dowcipną historię przywołał Bohdan Zadura we wstępie do jednego z tomów poezji autora „Sadu rozstajnego”. Zaskakuje, intryguje, a jednocześnie tak mocno oddaje naturę twórczości Leśmiana. Przynajmniej tak wydaje się piszącej te słowa…
*****
„Wydaje się”. Bo wielość znaczeń, możliwości interpretacji poezji tego autora odbiera pewność. Że się rozumie. Że kroczy się dobrymi ścieżkami. Że właściwie pojmuje się migotliwość stwarzanego przezeń świata. I zaświata. Czemu zatem mierzę się z nim właśnie? Odpowiem słowami jednego z moich uniwersyteckich mistrzów – Mariana Stali: „Bo najważniejsza próba, jaką może podjąć interpretator poezji, to spotkanie z arcydziełem”.
*****
Po co tyle świec nade mną, tyle twarzy?
Ciału memu nic już złego się nie zdarzy.
Wszyscy stoją, a ja jeden tylko leżę –
Żal nieszczery, a umierać trzeba szczerze.
Leżę właśnie, zapatrzony w wieńców liście,
Uroczyście – wiekuiście – osobiście.
Śmierć, co ścichła, znów zaczyna w głowie szumieć,
Lecz rozumiem, że nie trzeba nic rozumieć…
Tak mi ciężko zaznajamiać się z mogiłą,
Tak się nie chce być czymś innym, niż się było!*
*****
To nie jest wiersz o śmierci. Raczej o umieraniu. Przedziwna perspektywa – podmiot liryczny to ktoś leżący na marach, otoczony świecami i twarzami – prawdopodobnie – bliskich osób. A właściwie – gdyby podążać tropem myślenia Bolesława Leśmiana – twarzami tych, którzy kiedyś byli bliscy. Bo należą już do zupełnie innego porządku. Zostają po innej stronie. I chyba nie rozumieją położenia umierającego, który pyta – po co to wszystko, skoro już nic złego mnie nie spotka? Nie potrzebuje nawet ich żalu, zwłaszcza że określa go jako nieszczery.
*****
A może ta nieszczerość żalu wynika z odmienności perspektyw? Wszak śmierć – paradoksalnie – pozostaje problemem tych, którzy jeszcze tu zostają, żywych, nie zmarłych… I może dlatego Leśmian czyni tematem wiersza właśnie umieranie?
*****
A umierać trzeba szczerze. To znaczy – jak? Poważnie? Dostojnie? Na serio? Uroczyście – wiekuiście – osobiście? Po tym wersie nastrój i ton utworu nagle się załamują – o ile trzy początkowe „strofy” skrzą się ironią i nieco czarnym humorem, o tyle dwie ostatnie przynoszą zaskakujący smutek i powagę. Aż do finałowej frazy Tak się nie chce być czymś innym, niż się było!
*****
I może dlatego Leśmian czyni tematem wiersza właśnie umieranie? Ono jest jeszcze doświadczeniem tej żyjącej, istniejącej jednostki. Śmierć już nim nie będzie. I może dlatego tak wiele także w tym utworze właściwej Leśmianowi zmysłowości – wszak podmiot liryczny patrzy, widzi, czuje, a śmierć szumi mu w głowie – raz mocniej, raz ciszej. Zupełnie, jakby próbował ją odepchnąć, opóźnić. Bo przecież Tak się nie chce być czymś innym, niż się było!
*****
A jednak najbardziej uderza mnie w tym wierszu fraza Lecz rozumiem, że nie trzeba nic rozumieć… Może dlatego, że wydaje się synonimem poddawania się (u Leśmiana zawsze liczy się dzianie się, proces), stopniowej rezygnacji, powolnego odchodzenia do tej mogiły, z którą podmiot liryczny wcale nie chce się zaznajamiać. Ostatecznie chyba uznaje, że nie ma przed nią odwrotu, choć tak kurczowo i wszystkimi siłami, zmysłami chce trzymać się życia. Ale wraz ze śmiercią musi porzucić wszystko, co jest.
*****
Co do Leśmiana, ten wyciągnął wnioski:/ Jeżeli ma być sen, to sen aż do dna. – podkreślał Czesław Miłosz w „Traktacie poetyckim”. Sen wypity i prześniony do dna, a nawet – poza nie, przez nie i dalej. Jeżeli świat, to nie tylko niesamowicie zmysłowy, ale i z duchowością w każdej cząstce materii, a zarazem wypełniony postaciami Dusiołków, Znikomków i skrzebli. Jeżeli zaświat to zawsze jakoś meblowany, choć chyba nieoswojony do końca. Jeżeli życie, istnienie, to wielowarstwowe, wielofazowe. Jeżeli śmierć, to nawet taka, którą wybrać można albo którą można umrzeć raz wtóry…
*****
Tak, Leśmian był poetą miłości i poetą śmierci, jak napisał Piotr Łopuszański we wstępie do jego biografii „Bywalec zieleni”. Dla mnie jednak pozostaje przede wszystkim poetą życia, istnienia – życia i istnienia intensywnego, pulsującego, dynamicznego. Życia, którego wciąż za mało. Życia, którego u Leśmiana szuka się nawet po śmierci.
*****
Ten tekst powstał na fali jesiennej październikowo-przedlistopadowej melancholii. Rację miał Krzysztof Kieślowski, określając tę porę roku jako najbardziej płodną dla melancholików właśnie…
JUSTYNA DĄBROWSKA
* Utwór Bolesława Leśmiana przytoczony za: B. Leśmian, Zwiedzam wszechświat. Wybór wierszy, Warszawa 2006.