W 2017 roku węgierska reżyserka Ildikó Enyedi zjednała sobie przychylność jury prestiżowego festiwalu filmowego w Berlinie, zdobywając aż cztery nagrody, w tym tę najważniejszą – Złotego Niedźwiedzia – dla filmu Dusza i ciało. Po pięciu latach wciąż warto do tej produkcji wrócić, szczególnie że w ostatnim okresie w moim odczuciu Berlinale nie dało nam lepszych laureatów.
Produkcję można aktualnie znaleźć na licznych platformach VOD. To gratka dla wielbicieli nietypowego kina. Wyjątkowo Złotego Niedźwiedzia zgarnął film, który niespecjalnie wikłał się we współczesną sytuację polityczną na świecie, przeciwnie, opowiadał raczej skromną, kameralną historię dwojga ludzi. A historia to niezwykle prosta, która siły nabiera przede wszystkim dzięki znakomitym kreacjom Gézy Morcsányia i Alexandry Borbély oraz niesamowitej czułości i wnikliwości reżyserki Ildikó Enyedi.
Całość utrzymana jest w surowym, zimnym duchu węgierskiego kina. Młoda aspołeczna Mária nie potrafi nawiązywać relacji, autystyczna natura utrudnia jej okazywanie emocji, łatwo za to wykonuje zadania, ma doskonałą pamięć. Znajduje zatrudnienie w rzeźni, gdzie ma kontrolować jakość mięsa. Jej szef, Endre, jest spokojnym mężczyzną i z szacunkiem odnosi się do innych, choć sam zmaga się z krępującym problemem – ma niewładną rękę. Różni ich wszystko, ale niespodziewanie odkrywają, że śnią ten sam sen.
Rodzi się z tego umowna baśń utrzymana w realistycznym świecie. Mocne sceny z rzeźni ukazujące proces uboju i obróbki bydła kontrastują z delikatnymi, sennymi ujęciami snów przedstawiających wolne jelenie. Alegorie związane z duszą i ciałem są bardzo proste i oparte zostały właśnie na tych kontrastach, także w kontekście głównych bohaterów. We wszystko zostaje wplątany czarny humor, który raczej nie sprawi, że się uśmiechniecie, ale dobrze rozładowuje sztywny nieco klimat.
Enyedi opowiada o braterstwie dusz i przełamywaniu barier. Nie ona pierwsza i nie ostatnia, bo temat kino przerabiało wielokrotnie, ale mamy tu do czynienia z prawdziwym powiewem świeżości. W otoczeniu rzeźni i mięcha rodzi się poezja, z groteski i czarnego humoru wyłania się piękno człowieka, a neurotycy odkrywają miłość. I nie sądźcie, że jest tu jedynie banał pięknych słów – reżyserka twardo stąpa po ziemi: tam, gdzie pokrewieństwo dusz, zostają też irytujące okruchy na kuchennym stole.
DAMIAN DRABIK