Chciałam, żeby tym razem, nawet jeśli nieco przekornie, było trochę o podróżach (choćby ze względu na wakacyjną porę). Takich nieco dalszych, a co mi tam. I najpierw przyszedł mi do głowy Nowy Jork – ten Michała Zabłockiego w niezrównanej (z koncertu dawnego zapamiętanej) interpretacji Grzegorza Turnaua. „To musi być wspaniałe: Nowy Jork […] I byłem. Pojechałem / I byłem. I widziałem / I stałem i siedziałem w Nowym Jorku”.

A potem pomyślałam o zupełnie innym mieście – nie aż tak, jak Nowy Jork, odległym, bo na naszym kontynencie. Bo miało być o podróżach… I chyba trochę będzie.

******

byłem w paryżu
tam wszystko jest wolne
wolny jest bruk ptak i drzewo

byłem w paryżu
tam wszystko jest wolne
lecz każda kostka bruku równo ułożona

byłem w paryżu
tam wszystko jest wolne
lecz każdy ptak lata do przodu

byłem w paryżu
tam wszystko jest wolne
lecz każde drzewo wyrasta zielonym ku górze

w paryżu po każdym wschodzie słońce zachodzi
po zimie jest wiosna
po życiu jest śmierć

w paryżu
nie ma wolnych wyjątków
choć o wolności grają organy st. eustache
choć o wolności myślą ciemnoskóre dziewczęta
z obrazów gauguine’a w d’orsey*

*****

To „konformizm sekwany”, utwór napisany przez – pewnie bliżej nikomu nieznanego – Łukasza Uniejewskiego. Urodził się w 1975 r. (dwa lata przede mną) w obecnym województwie świętokrzyskim, zmarł nagle w 1993 r. Rok później w Kielcach ukazał się jego jedyny tomik poetycki „Ziemia obłędów”. A jeszcze rok później, prawdopodobnie w styczniu, ja usiadłam nad kartką papieru, by „konformizm sekwany”poddać próbie analizy i interpretacji (jako była belferka uwielbiam to określenie). Działo się to podczas jednego z etapów XXV Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. On – Łukasz Uniejewski – był laureatem XXIII edycji tego konkursu – w 1993 r., a zatem tuż przed śmiercią.

*****

I dziwnym trafem do dziś pamiętam, że wybrałam właśnie ten temat spośród pozostałych, choć nie do końca byłam pewna znaczenia słowa „konformizm”**, które pojawia się w tytule utworu (może to i dobrze?). Ale – i to też jakimś cudem zapamiętałam – nie przeszkodziło mi to w dokonaniu zarówno analizy, jak i interpretacji, w dodatku, jak się później okazało, na zupełnie przyzwoitym poziomie… Jak to zrobiłam? Tego już, niestety, nie pamiętam… Spróbuję zatem zmierzyć się z tym tekstem na nowo i po latach…

******

„konformizm sekwany”– dlaczego tak? Nazwa tej rzeki pojawia się tylko w tytule utworu. Jako symbol miasta? Być może… W pewnym sensie ku takiej interpretacji skłaniają dwie budowle, które pojawiają się w ostatniej strofie: kościół św. Eustachego i Muzeum Orsay. Ta pierwsza powstawała przez ponad 100 lat. Dziś stoi na jednym brzegu Sekwany, szczyci się trzecimi co do wielkości organami we Francji (czy aby na pewno o wolności grają?), gotykiem „z domieszką” renesansu i baroku oraz tym, że w jej murach ochrzczono m.in. Ludwika XIV, kardynała Richelieu oraz Molière’a. Ta druga budowla, nieco późniejsza, bo z 1900 r., stoi na drugim brzegu Sekwany i od ponad czterdziestu lat daje schronienie kilku tysiącom dzieł sztuki, także malarskich, wśród których królują dokonania impresjonistów i postimpresjonistów.

*****

Jest tu zatem i Paul Gauguin, ten, który szukał – no właśnie – wolności? Szczęścia? Siebie? W różnych miejscach, także na Tahiti. Patrzę dziś na reprodukcje jego dzieł. I wcale nie jestem pewna, czy akurat o wolności myślą te dziewczęta ciemnoskóre z Tahiti. Tak naprawdę, poza smutkiem, trudno wyczytać cokolwiek z ich twarzy i oczu. Tak mi się przynajmniej wydaje…

*****

A wracając do wspomnianych nadsekwańskich budowli… Chyba żadna z nich za najbardziej znany symbol Paryża nie uchodzi. Więc czemu się tu znalazły? Może to kwestia – nomen omen – nonkonformizmu?

*****

A sama Sekwana? Jako jedna z dłuższych francuskich rzek i ważny szlak wodny mierzy ponad 770 km długości. W okolicach Paryża ma kręte, meandrowe koryto i na mapie wygląda dość malowniczo. Nie widać jednak na niej tego, z czym od wielu lat borykają się władze miasta – zanieczyszczenia. Gdy Uniejewski pisał „konformizm sekwany”, rzeka była już intensywnie oczyszczana. Dziś czytam, że podczas paryskich igrzysk olimpijskich, które już za chwilę, będzie można zanurzyć się w jej wodach…

*****

„byłem w paryżu”– rozpoczyna swój tekst Uniejewski. I tak samo rozpoczyna cztery z sześciu strof. Podobnie je zresztą buduje. Pierwsza jest zapowiedzią – trzy kolejne rozwinięciem. Czego można po nich oczekiwać, skoro w Paryżu „wszystko jest wolne / wolny jest bruk ptak i drzewo”? Chyba nie tego „uderzenia”, które pojawia się w ostatnich wersach drugiej, trzeciej i czwartej strofy. Tak twardo i ostro brzmi spójnik „lecz”, który je otwiera: „jest wolny / lecz”. Czy w takim razie nie jest wolny? Albo na wolności mu zbywa? A może to wolność nie w pełnym wymiarze? Tylko czy można o niej tak myśleć? I co w ogóle znaczy „wolny”u Uniejewskiego? I co w ogóle znaczy… I czy ważny jest – nie wiem, jak to nazwać – rozdźwięk, rozziew między tytułowym konformizmem a wolnością, której, nawet jeśli tylko przekornie, pełne wszystkie strofy?

*****

A potem poeta zapisuje jeszcze dwie zwrotki. Ta piąta jest chyba najbardziej „twarda”, jeśli chodzi o jej wydźwięk, znaczenie: „po każdym wschodzie słońce zachodzi / po zimie jest wiosna / po życiu jest śmierć”. Taki jest porządek. I nie ma przeproś… Teoretycznie łagodzi ten ostry wydźwięk ostatnia strofa, w której dwukrotnie pojawia się spójnik „choć”. Ale – ostatecznie – nawet „w paryżu / nie ma wolnych wyjątków”.

*****

I jak by to było – tak być „wolnym wyjątkiem”? Ptakiem, drzewem, brukiem? Bo o człowieku (z wyjątkiem dziewcząt utrwalonych na płótnach Gauguina) ani słowa. Tekst Uniejewskiego, choć losu człowieka dotyka, obywa się bez jego udziału…

*****

Z jednym wyjątkiem (wolnym?) – podmiot liryczny zaznacza w nim swoją obecność. Tę przeszłą: „byłem w paryżu”. A ja myślę w tej chwili o „Byłem w Nowym Jorku”, utworze przywołanym na początku tych zapisków. Tylko że tam, w tym nieco bardziej odległym mieście, masa żartobliwej ironii. Tu jej nie ma – tej, która pozwala na figlarny uśmiech i przymrużenie oka. Jest raczej ta z gatunku romantycznych – cięższa i bardziej przytłaczająca. To ironia, która pozwala – czasem tylko na chwilę – skleić ze sobą pocięty, pęknięty świat. W końcu – nawet w Paryżu – „po życiu jest śmierć”.

*****

Tylko czy to ma oznaczać, że w tym Paryżu, gdzie „wszystko jest wolne”, jest dokładnie tak samo, jak w każdym innym miejscu na ziemi? Czy to miasto – w zamyśle Uniejewskiego – miało, gdzieś „u źródeł tekstu”, stanowić synonim wolności? A przecież nawet strofy tego utworu nie są wolne. Są „równo ułożone”, zgodnie z zasadami sztuki poetyckiej. Podobnie jak zdania, które je tworzą – proste i krótkie. Też są „równo ułożone” – jak ten paryski bruk… Jak życie…?

* Utwór Łukasza Uniejewskiego oraz informacje o nim przytoczone za: „Informator Oświatowy. Biuletyn Kuratorium Oświaty i Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli w Słupsku” 1995, nr 1-2, s. 30-31. Ze zbiorów Bałtyckiej Biblioteki Cyfrowej http://www.bibliotekacyfrowa.eu/Content/51113/54704.pdf [dostęp: 21.06.2024].

** Za „Encyklopedią PWN”: konformizm (od łac. conformo, conformare – upodabniać, ukształtować) – ujednolicenie danej grupy społecznej pod względem określonej normy zachowania; konformizm normatywny w grupie umożliwia jej zachowanie spójności i przetrwanie; konformizmem nazywa się również zmianę zachowania lub opinii jednostki zgodnie z naciskiem grupy; u podłoża konformizmu leży potrzeba akceptacji ze strony innych ludzi oraz unikanie kary w postaci odrzucenia ze strony grupy.

JUSTYNA DĄBROWSKA