Na przełomie lat 50. i 60. popularność zyskał zwykły czarny golf. Lansowały go takie gwiazdy kina jak choćby Audrey Hepburn. Pasował do wszystkiego i idealnie podkreślał sylwetkę. Noszenie spodni przez kobiety nie było już przejawem złego smaku, choć w szkole można było jeszcze za nie dostać naganę.
Oprócz mocno rozkloszowanych spódnic w stylu Diora popularność zyskiwały w tych latach luźne sukienki bez wyraźnie zaznaczonej talii w typie „worka”. Sama Barbara Hoff na łamach „Przekroju” przedstawiła około stu fasonów, ogłaszając tym nową dekadę. Można je było podzielić na kilka kategorii (modeli): „worki” na co dzień, wizytowe, zwężające się ku dołowi oraz balowe szyte z koronki, organdyny i szyfonu. Często były inspirowane paryskimi pokazami. Za tym słynnym fasonem stał Cristóbal Balenciaga.
Polska ulica lat 60. to również kostiumy w stylu Chanel. Charakteryzowały się spódnicą do kolan i pudełkowym żakietem kończącym się na linii bioder, zapinanym na kilka guzików, często bardzo ozdobnych i trójwymiarowych. „Chanelki” nosiły kobiety w średnim wieku i starsze. Stanowiły strój bardzo elegancki i odpowiedni na każdą okazję, połączony najczęściej z naszyjnikiem z Jablonexu. Dużym powodzeniem cieszyły się również płaszcze o prostej linii lub w kształcie litery „A”, na głowach gościły coraz bardziej misternie natapirowane fryzury, a oczy ozdabiały kocie czarne kreski.
Na popularności zyskały dodatki. Nie było niczym złym nosić klipsy, kocie okulary
i naszyjniki. Kobiety zaczynały eksperymentować, a moda lat 60. ewoluowała w kraju coraz szybciej, choć początki były skromne. Projektanci odchodzili od powszechnej elegancji na rzecz nowinek z Zachodu. Największą zmianą była długość spódnicy. Skracała się ona z sezonu na sezon, a André Courrèges i Mary Quant sprawili, że mini zawładnęła światem mody (w Polsce w 1967 r.). Ponadto pod koniec lat 60. główną rolę w modzie zaczęła odgrywać młodzież. To ona dyktowała trendy.
Lata 60. to również fascynacja Mondrianem, op-artem czy stylem kosmicznym. To także moment, w którym zaczynają powstawać odmienne, różniące się od siebie estetyki. Dla kobiet wyzwaniem był wybór tej, za którą z nich podążać, która z nich jest dla nich odpowiednia. W tych czasach każdy dom mody przerabiał dany, wykreowany strój według własnego uznania, wykorzystując choćby inne niż oryginalne tkaniny.
Polki pokochały wtedy styl na chłopczycę lub „baby doll” lansowany przez modelkę Twiggy. Ważnym elementem ubioru stały się kolorowe rajstopy, geometryczne wzory i ostre połączenia kolorystyczne. Domy mody (Moda Polska, Telimena czy Cora) bardzo chętnie tworzyły geometryczne kreacje na eksport. Do sklepów trafiała znikoma ich liczba. Trzeba było się natrudzić, by je zdobyć. Kobiety same przerabiały to, co udało im się kupić lub to, co znalazły w swoich szafach.
Pod koniec lat 60. pończochy ustąpiły popularności podkolanówkom i rajstopom. Obcasy stały się niższe. Popularne były bardzo mocne, niskie czółenka na kwadratowym słupku. Mocno lansowano również botki, które do pewnego momentu kojarzono wyłącznie z okresem jesienno-zimowym. Suknie wieczorowe mocno odbiegały od mody młodzieżowej. Były inspirowane Orientem, tworzono je z wzorzystych tkanin i ze złotymi dodatkami. W tej sferze nadal prym wiódł Paryż. Kobiety mocno akcentowały oczy kreską, malowały je pastelowymi cieniami, a rzęsy górne i dolne mocno tuszowały. Modna była fryzura typu „pixie cut” stworzona przez Vidala Sassoona.
W historii Polski koniec tej dekady jest związany z wydarzeniami marcowymi z 1968 r. Po zdjęciu z afisza „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka w warszawskim Teatrze Narodowym rozpoczęły się protesty studenckie. Symbolem buntujących się dziewcząt stała się najmodniejsza wtedy część garderoby, czyli minispódniczka.
PRZEMYSŁAW ZIELIŃSKI