Jako że w chwili, gdy wpis ten się ukazuje jest Dzień Dziecka, ale piszę to na kilka dni wcześniej, powziąłem zamiar poświęcić mój wpis kilku refleksjom nad „dziecięctwem”. Okazja zresztą podwójna, by snuć takie rozważania, albowiem właśnie 1 czerwca w Muzeum Historii Najnowszej Radomia otwieramy wystawę czasową pod przekornym tytułem: Dziecko też człowiek. I radomianin.

Na czym polega owa przekora? Oczywiście na owym „też”, tak jakby istniały co do tego wątpliwości. I bynajmniej będziemy tu rozwijać szerokie skrzydła dociekań, co istotę człowieczeństwa stanowi, ale na kilku wybranych, przez piszącego te słowa, przykładach pokażemy raczej, jak w kulturze ujmowane było dziecko jako obca istota, która gdzie się pojawi, niesie ze sobą rzeczy doniosłe, nadprzyrodzone, ale również napełniające grozą. Jeśli chcecie Państwo zobaczyć, że dziecko to także człowiek zapraszam na wystawę, która pokaże, co myślano o dzieciach przez pryzmat tworzonych dla nich zabawek.

Zanim przejdziemy do przykładów literackich, przyjrzyjmy się zmianom, jakie zaszły w sztuce starożytnej Grecji. W okresie archaicznym i klasycznym dziecko nie miało „swoistości” dziecięcej. Jedynym wyróżnikiem był rozmiar. Proporcje ciała pozostawały jak u ludzi dorosłych, dziecko było jedynie mniejsze. To okres hellenistyczny odkrywa ciało dziecięce, rzeźbiąc je i malując z prawdziwym wdziękiem i naturalnością. Czy jednak to oddzielenie odcina naturę dziecięcą od człowieczej – dorosłego? Czy może pokazywanie dziecka jako umniejszonego dorosłego, bardziej znamionuje pewnego rodzaju lekceważenie dziecięcej odrębności, która przecież nie musi mieć żadnej relacji z dorosłością. Nie musi być do niej porównywana.

Po tych zastrzeżeniach, które nieco łagodzą wspomnianą wyżej przekorę, przyjrzyjmy się enfants terribles.

W Marii Antoniego Malczewskiego pojawia się pacholę, które prowadzi korowód weneckich masek, zapustnych postaci zupełnie już roztrącając, i tak nadwyrężoną, zwyczajność sytuacji. Ich śpiew, który zrazu jest wesoły, nagle brzmi jak echo przeczuć Marii:

„Wrzasnęły tę piosneczkę niedobranym chórem:

«Ah! na tym świecie, Śmierć wszystko zmiecie,

Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie”.

Gdy Wacław po złożeniu zwłok Marii w komnacie odjeżdża, pacholę jedzie z nim:

„Skoczył na koń — a za nim usiadło pacholę.

Lecz któż był ten człek mały z okiem zapłakanem?

Czy Duchem jego losu? Aniołem? Szatanem?

Czy szczerze drażni męki lub smutek z nim dzieli?

Nie wiem — objął rycerza, i w czwał polecieli”.

W jednej z legend zapisanych przez braci Grimmów przyszli apostołowie spotykają tajemnicze dziecko, które kładzie ich w złotych kołyskach. Tam śpią trzysta lat, aż do narodzin Chrystusa. On to był tym dzieckiem.

Wszyscy zapewne kojarzymy scenę z Nowych szat cesarza, gdy to dziecko właśnie obnażyło nagość monarchy. Podobna scena wydarzyła się w Mediolanie, gdy dziecko krzyknęło: „Ambroży biskupem!”.

Okrzyk dziecka uznano za głos Boga i wybrano świętego, mimo że się wzbraniał, na biskupa Mediolanu.

Najbardziej charakterystycznym przykładem dziecka jest Piotruś Pan. Dzisiaj nazywamy tak osobę niedojrzałą, niebiorącą za nic odpowiedzialności, która nie chce dorosnąć. Jednak literacka postać kryje w sobie rzeczy o wiele bardziej mroczne. Piotruś Pan jest skrajnym egoistą, którego przywiązywanie się do ludzi jest jedynie chwilowe, a często jedynie pragmatyczne. Pewna zażyłość łączyła go z Dzwoneczkiem, a przecież gdy wróżka umiera, szybko ją zapomina. Zapomina matkę Wendy, chociaż otrzymał od niej pocałunek, który tyle lat chowała w kąciku ust i nie podarowała go nawet mężowi.

Dziecko w powieści Jamesa Matthew Barriego jest żywiołem życia, niepowstrzymanego, wiecznie młodzieńczego, ale też odrzucającego indywidualne formy jak puste skorupy, co przejawia się właśnie w braku pamięci Piotrusia.

Powieść kończy się znamiennym: „I zawsze tak będzie, póki dzieci będą wesołe, niewinne i bez serca”.

ŁUKASZ SZYPKOWSKI