Dążę do tego, żeby to, co pisane, było zapisaniem mówionego. I żeby pisanie nie zjadło mówienia. To, co jest warte z języka mówionego, to się zapisuje. A to z napisanego – jest potem mówione na głos. Zawsze uważałem poezję za coś do czytania na głos. (…) Poezja osiąga swoje pełne bycie, gdy jest mówiona na głos.

Przeczytajmy zatem na głos:

nagle
wycinasz się
z pomieszanych form ulicy
wypukłością nóg
twarzy
zbliżasz się — pół
mijam cię — pół

jakże mi szkoda
tej zawsze jednej strony nie widzianej!
odchodzisz — pół
ruch innych
kroi cię
w coraz drobniejsze
kawałki

nic mi z ciebie nie zostało
nagle*

*****

Dwa razy Miron Białoszewski: najpierw z „Mówienia o pisaniu”, potem z „Do NN***”. Pierwszy tekst ukazał się drukiem dopiero w „Prozie stojącej, prozie lecącej” z 2015 roku, drugi – już w „Obrotach rzeczy” z 1956 roku, debiutanckim tomie poety. Każdy z nich mieści się w nieco innym porządku, ale też w każdym z nich jest ten Miron Białoszewski, który tak mocno fascynuje piszącą te słowa… Pierwszy potraktujmy tylko jako wprowadzenie, zapowiedź, temu drugiemu przyjrzyjmy się dokładnie.

*****

Wyjątkowy to tekst poetycki warszawskiego poety – wyjątkowy na tle innych jego utworów, zwłaszcza tych najczęściej cytowanych. Dlaczego? Bo brzmi bardzo serio, bardzo poważnie, bardzo… smutno. Bo brak mu tak charakterystycznej dla Białoszewskiego ironii (czy, jak sam pisał, M’ironii), bo trudno w nim usłyszeć tak charakterystyczne dla Białoszewskiego neologizmy, słowa-kulfony (Stanisław Bortnowski), kaleki język (Julian Kornhauser) czy mówienie ześlizgujące się w bełkot (Janusz Sławiński). A jednak, jeśli dobrze (i na głos) przeczyta się ten poetycki fragment, wybrzmi w nim ułomność składni (zbliżasz się — pół, odchodzisz — pół). Uwydatni się także liryczna chęć i groteskowa niemożność nawiązania komunikacji z drugą osobą (Adam Ważyk) oraz fakt, że to wiersz wyrastający z codzienności (Piotr Sommer). Okaże się zatem, że Miron Białoszewski – jak zwykle – zrobił swoje (Przemysław Śliwiński, Piotr Czapliński)…

*****

Kim jest NN z tytułu wiersza? To chyba nieistotne… Może być każdym mijanym na ulicy człowiekiem. Ważniejsze jest to, że pozostanie nieznana/nieznany. Karl Dedecius doda, że również daleka, bo w bohaterce tekstu widzi kobietę. Ten znakomity tłumacz i niezmordowany popularyzator polskiej poezji umieścił utwór „Do NN***” w antologii „Panorama literatury polskiej XX wieku. Poezja” wydanej w 2001 roku. Interpretując go, napisał, że kobieta pozostaje nieznana i daleka, bo podmiot liryczny widzi ją tylko w połowie. Taki stan rzeczy usprawiedliwia ruch – wszak oboje przemieszczają się po mocno zaludnionej ulicy. Ale to nie wszystko – kobieta pozostaje nieznana, daleka, widziana tylko połowicznie, bo nie można się do niej zbliżyć w żaden sposób…

*****

Kompozycyjnie utwór spina jedno słowo – nagle, rozpoczynające i kończące tekst: jak klamra, jak filmowy klaps. Trzask/stuk i jest. Trzask/stuk i nie ma. Nagle/ wycinasz się,a potem nic mi z ciebie nie zostało/ nagle. Trzask/stuk i nie ma. Ta filmowość nie powinna dziwić – wszak Białoszewski nie tylko występował w powołanym przez siebie do życia teatrze, nie tylko tworzył nagrania audio, ale i wideo (utrzymane w konwencji kina niemego). Sama sytuacja, w której znalazł się podmiot liryczny, także przypomina scenę filmową, złożoną z dosłownie kilku kadrów. Fabuła rozwija się stopniowo – zawiązuje, aż do kulminacji, także tej emocjonalnej i… gaśnie. Wyobraźmy to sobie – zatłoczona, ruchliwa ulica, którą idzie podmiot liryczny, od razu, nagle „podaje” mu tę drugą osobę (mężczyznę? kobietę?), ale tylko we fragmentach (nogi, twarz), a potem tylko w połowie: zbliżasz się — pół/ mijam cię — pół. I nawet kiedy odchodzi, jest go/jej tylko pół. Wreszcie wchłania go/ją ponownie ulica, a raczej czynią to inni ludzie, których ruch kroi go/ją w coraz drobniejsze/ kawałki. Aż w końcu: nic mi z ciebie nie zostało. Koniec sceny.

*****

Ile to mogło trwać? Kilka minut? Kilkadziesiąt sekund? Z pewnością niezbyt długo. Było jednak intensywne. Tę żywość, szybkość, zmienność, dynamikę, ten ruch podkreślają czasowniki, których w utworze „Do NN***” całkiem sporo: wycinasz się, zbliżasz się, mijam cię, odchodzisz, kroi cię. Użycie ich w takiej, a nie innej kolejności akcentuje także swoisty rozkład sił: podmiot liryczny staje przed nami dopiero wtedy, gdy mówi mijam cię. Wcześniej aktywna jest ta druga osoba, która zbliża się do niego, by szybko go minąć. A potem nie ma nawet jej – to ruch innych kroi ją w coraz drobniejsze/ kawałki.

*****

Fabuła domyka się, gaśnie, ale nie domykają się ani nie gasną emocje i uczucia. Bo przecież podmiot liryczny zostaje sam. I nagle. Z tęsknotą? Smutkiem? Nostalgią? Zawodem? Poczuciem pustki, braku? Świadomością oddalenia od tej drugiej osoby – oddalenia w każdym tego słowa znaczeniu? I to już na zawsze? C’est fini – przypomina mi się teraz zdanie zamykające „Trio z Belleville”, francuską animację sprzed dwudziestu lat w reżyserii Sylvaina Chometa. A wraz z nim wraca wspomnienie ładunku emocjonalnego, który ze sobą niosło. Tym z Was, którzy nie mieli okazji obejrzeć tego filmu, szczegółów nie zdradzam, a tych, którzy zobaczyli, zachęcam do skonfrontowania odczuć. C’est fini – to koniec, skończone. A tu: nic mi z ciebie nie zostało/ nagle.

*****

I trochę przypomina to wszystko nie tylko filmowe kadry, ale i kubistyczny obraz – uliczny pejzaż finalnie pocięty na kawałki wraz z osobą, którą próbuje obejrzeć i poznać podmiot liryczny. Tę fragmentaryczność zaznacza poeta również na początku tekstu – zbliżająca się postać widziana jest tylko przez pryzmat wypukłości nóg oraz twarzy. Niekompletny, fragmentaryczny, pocięty na kawałki portret to wszystko, czym dysponuje podmiot liryczny. W najlepszym wypadku i w najlepszym momencie tego szybkiego i chyba przypadkowego spotkania ma przed sobą, obok siebie i za sobą tylko pół.

*****

Emocje skumulował poeta w dwóch centralnych wersach: jakże mi szkoda/ tej zawsze jednej strony nie widzianej! Jedyne to wykrzyknienie w całym utworze. Tak silne uczucia powrócą w zakończeniu tekstu: nic mi z ciebie nie zostało. Ale między tymi dwoma fragmentami ogromna różnica – wszak pierwszy dowodzi, że podmiot liryczny może jeszcze patrzeć na tę drugą osobę. I choć ta jedna, zawsze nie widziana strona nigdy nie pozwoli się odkryć, a nawet zobaczyć, wciąż gdzieś jest. Później nie ma już nic.

*****

Anna Olmińska, recenzując książkę Stanisława Barańczaka poświęconą Białoszewskiemu, radziła, by podczas lektury tekstów poety pozbyć się dotychczasowych przyzwyczajeń i zapomnieć, jak interpretuje się wiersze. Dodawała, że powinniśmy raczej rozpoznać w nich nasz własny język. Chyba także ten ułomny, nieskładny, czasem pełen usterek i niedopowiedzeń. Skoro tak, to można też chyba podjąć próby odnalezienia się w sytuacji opisanej, nazwanej, stworzonej tym językiem… I choć – jak stwierdzili ponoć uczniowie w pewnej francuskiej szkole – lektura poezji powinna dawać przyjemność, której się nie wypowiada, pisząca te słowa próbowała nie tylko postawić się w sytuacji podmiotu lirycznego wiersza „Do NN***”, ale i rozpoznać się w jego języku. Tak, próbowała, bo w końcu, jak napisze Białoszewski w jednym ze swoich wierszy, może najwięcej prawdy jest w domysłach

* Utwór Mirona Białoszewskiego przytoczony za: M. Białoszewski, Utwory zebrane, tom 1, Warszawa 2016.

JUSTYNA DĄBROWSKA