Był sobie ciemny las, tak mroczny, że przez gałęzie rosnących w nim drzew, nie przebijały się, nawet w letnie poranki, ostre promienie słońca. W lesie stała chatka, nieduża, nie za mała, taka w sam raz.

Wokół chatki była prześliczna polana, po której hasały wesoło króliczki, uprawiając swoje galopady od samego rana. Polana była jedynym rozświetlonym przez słońce miejscem w lesie, dlatego króliczki bawiły się właśnie tam. Królicza mama, która od samego rana była bardzo zajęta wypiekaniem świątecznych, czekoladowych ciasteczek, doskonale rozumiała, że jej małe króliczki muszą mieć dużo ruchu. Nie naprzykrzała im się zatem prośbami o wyrzucenie śmieci, czy posprzątanie tego wiecznego bałaganu w ich pokoju, nie ponaglała nieustannie, żeby króliczki wreszcie usiadły na swoich małych, króliczych, puchatych ogonkach i zabrały się do lekcji.

Króliczki przez cały dzień robiły to, co wszystkie małe króliczki lubią robić najbardziej. Kopały nory, skubały soczyste pędy i łodygi, wygrzebywały spod ziemi bulwy i korzenie roślin, którymi opychały się dopóki ich brzuszki nie zrobiły się bardzo pękate. Wtedy ich mama krzyczała króliczki, natychmiast przestańcie się opychać tą trawą, bo nie dostaniecie ani kawałka czekoladowych ciasteczek na deser!

Gdy króliczki usłyszały o czekoladowych ciasteczkach, natychmiast rzuciły się pędem do chatki. Z impetem otworzyły drzwi i wbiegły do środka. W całej kuchni pachniało czekoladą. Ach! Cóż to był za aromat! Króliczki ruszały małymi noskami starając się wyłapać jak najwięcej tych słodkich nutek zapachu, który unosił się w powietrzu. Mama wyjęła z pieca kolejną porcję ciasteczek i ułożyła je delikatnie na drewnianym stole na czystej kuchennej ściereczce. Ciemna czekolada, którą były posypane ciasteczka wyraźnie odcinała się na jej jasnym tle.

Zostawcie – powiedziała mama – są jeszcze zbyt gorące, muszą przestygnąć.

Widząc jednak zawiedzione miny i niecierpliwe ruchy króliczych nosków, dodała – ale w tym czasie możecie zrobić dla wszystkich czekoladę do picia. Uśmiechnęła się, bo wiedziała, jak bardzo jej króliczki uwielbiają ten słodki i nie równający się z niczym, napój.

– Ja, ja zrobię – las króliczych łapek naraz znalazł się z górze.

Króliczki szybko zabrały się do roboty. Jeden króliczek grzał mleko w dużym rondlu z długą rączką, drugi rozpuszczał kostki pięciu rodzajów czekolady: gorzką, deserową, mleczną, białą i różową w kąpieli wodnej. Tego sposobu nauczyła go mama. Trzeci króliczek dosypywał cukier wanilinowy, a czwarty dodawał malutką łyżeczką śmietankę lekką jak mgiełka. Piąty wymieszał w rondlu wszystkie składniki i podgrzewał je na kuchni, stale mieszając. Musiał przy tym bardzo uważać, żeby czekolada się nie zagotowała, tylko delikatnie ogrzała, łącząc w gładką jednolitą masę wszystkie słodkości. Tego nauczył króliczka tata, który, gdy tylko mógł, sam przygotowywał czekoladę do picia dla całej swojej króliczej rodziny.

Szósty króliczek – ten najmłodszy z rodzeństwa popatrzył na czekoladę, którą mama właśnie wlewała do kubeczków i z radosnym mlaśnięciem krzyknął: – mniam, mniam, nareszcie gotowe! Króliczki usiadły na swoich miejscach przy kuchennym dużym dębowym stole. Wokół unosił się wanilinowy aromat, który sprawiał, że powietrze jeszcze bardziej wydawało się słodkie. Mama przełożyła wystudzone ciasteczka czekoladowe na wielka tacę i postawiła między kubeczkami z czekoladą. W tej chwili drzwi się otworzyły i do kuchni wkicał króliczy tata.

Ale masz nosa, tatusiu!– śmiały się króliczki.

Wszyscy razem zasiedli do uczty. Wyjdźmy zatem cichutko, żeby im nie przeszkadzać.

ELWIRA DZIKOWSKA


UWAGA, UWAGA! W najbliższą niedzielę, tj. 26.09. o godz. 11.00 zapraszamy do „Resursy” na poranek filmowy, a zaraz po nim wraz z Warsztatownią MammaLeo na warsztaty robienia prawdziwej, aromatycznej i przez wszystkich ulubionej czekolady.

Łakomczuchy i łakomczuszki – szykujcie brzuszki, by zjeść czekoladę, co do okruszki.

Zapraszamy.