świat za bramą radomskie podwórka

Moją podróż po radomskich podwórkach zaczynam od bliskiego sąsiedztwa Resursy Obywatelskiej – ulicy Malczewskiego 14. Wybór miejsca nie jest przypadkowy; już od dawna noszę się z zamiarem przechadzki po tych zapomnianych światach, które z wielu powodów przykuwają moją uwagę.

W tym wypadku miejsce jest związane z osobą znanego społecznika – Aleksandra Sawickiego, długoletniego nauczyciela, człowieka z pasją, prowadzącego od 1997 roku Społeczny Komitet Ratowania Zabytków Radomia, którego siedziba znajduje się w Urzędzie Miasta przy ul. Żeromskiego 53.

Pod numerem 14 na ulicy Malczewskiego jest brama wiodąca do tętniącego niegdyś życiem podwórka. Zwykle zamknięta – teraz wpółotwarta, uchyla nieśmiało rąbka tajemnicy, zachęca do przekroczenia jej progu. Wchodzę w świat przedwojennego wielokulturowego Radomia, zewsząd dolatuje gwar bawiących się polskich i żydowskich dzieci. Tu huśtawka zawieszona wśród kasztanowców pospolitych, drzew wciąż obecnych nawet na najbardziej zapomnianych podwórkach; tam grupka chłopców idących do jednej z oficyn tutejszych kamienic. Zatrzymują się przy tej, na której wyryta jest inskrypcja z inicjałami jej właściciela Benjamina Reicha – B.R. 1936 r. To do niego i jego rodziny: żony Estery i dzieci: Pesy Jochwety, Izraela Icka i Chaima Joska idą spiesznie, by w szabasowy wieczór pomóc im rozpalić ogień potrzebny do przygotowania macy. Żydzi w szabat nie mogą podejmować wielu czynności i chętnie korzystają z grzeczności dzieciaków. W podzięce dają im świeżo upieczoną macę. Mały Olek zajada się nią wraz z kolegami; ma wyjątkową kruchość i delikatność, chłopcy czekają zawsze z niecierpliwością na ten dzień, w którym będą nią po raz kolejny obdarowani. W głębi podwórka zaczyna się ogród, który zajmuje znaczną powierzchnię i jest otoczony ogrodzeniem. To oczko w głowie właściciela Benjamina Reicha; dzieciaki nie mają do niego wstępu. Aleksander Sawicki przyszedł na świat w nieistniejącej już kamienicy ulokowanej w głębi podwórka, graniczącej z ogrodem. Jego dziadek był stróżem. Od najmłodszych lat pomagał mu w jego obowiązkach, również w tych, które wymagały częstszego zginania karku. Jedną z takich prac było pielenie kocich łbów, którymi wybrukowane było podwórko. Właściciel posesji – ów właśnie Benjamin Reich, Żyd, człowiek zgodny, uprzejmy i wymagający, lubił porządek. Nie do pomyślenia zatem było, by spośród gładko wyglądających z ziemi kamiennych oczek wychylały kępki zielska.

Zimą dzieciaki zjeżdżały na sankach z dość wysokiego kopca, u podnóża którego właściciel wykopał małą piwniczkę do przechowywania lodu. Aleksander Sawicki dobrze pamięta te zabawy, bo podczas jednego ze zjazdów wpadł do piwniczki i rozciął sobie głowę. To zdarzenie zapisało się w jego pamięci mocno; przypomina mu o nim dobrze widoczna blizna, która pozostała na czole do dziś. Wśród zimowych zabaw nie brakowało również zawodów w jeździe na łyżwach dookoła budynku Resursy. Własnoręcznie zrobione z kawałka drewna ślizgi były przymocowywane rzemieniami do butów i naprawdę można było na nich jeździć – wspomina Sawicki. Beztroskie lata dzieciństwa kończą się wraz z wybuchem II wojny światowej i czasem okupacji niemieckiej.

Dziecięce zabawy wychodzą poza podwórko, w kamienicy na Malczewskiego 14 od frontu jest biuro pracy i punkt wydawania kartek żywnościowych. Od świtu ustawia się tu kolejka; wielu przyjeżdża na rowerach. Młody Olek wraz z kolegami pilnują tych rowerów, kiedy ich właściciele załatwiają swoje przydziałowe sprawy. To właśnie wtedy zdobywają kolejną umiejętność: stają się zagorzałymi cyklistami, z zapamiętaniem pedałują po podwórku, przewracają się, wstają i pomagają jeden drugiemu utrzymać równowagę.

Przystaję na chwilę pod rozległym kasztanowcem, być może pamiątką po znajdującym się tu niegdyś ogrodzie. W gałęziach bezlistnego o tej porze roku drzewa odpoczywają blade promienie słońca. Jest cicho. Podwórko nie jest niczym wypełnione; nie ma bawiących się dzieci, rozmów, śpiewu, czegokolwiek, co nadawałoby tej przestrzeni ludzki wymiar. Ktoś zamknął bramę. Nie mam klucza, żeby ją otworzyć.

ELWIRA DZIKOWSKA