Podczas nadchodzącej Uliczki Tradycji, która odbędzie się już w ten weekend, na kinomaniaków z Radomia czeka nie lada gratka – pokaz legendarnego filmu Podróż na Księżyc Georgesa Meliesa z muzyką wykonywaną na żywo. Zanim zasiądziemy przed ekranem, warto spojrzeć na tę, dziś już traktowaną raczej jako ciekawostkę produkcję z perspektywy czasu i docenić jej wpływ na współczesną kinematografię.

To znamienne, że pierwszy fabularny film w historii kina, był obrazem science fiction. Nie dziwi to jednak, wziąwszy pod uwagę, że zarówno kino jak i wspomniany gatunek, zaczęły funkcjonować mniej więcej w tym samym okresie, będąc niejako wynikiem technologicznej rewolucji późnej epoki wiktoriańskiej. Od początku XX wieku rozwijały się równolegle.

Kino szybko zdało sobie sprawę z potencjału gatunku science fiction. Jeśli za jego prekursora uznamy Herberta George’a Wellsa, to dostrzeżemy już w jego prozie liczne filmowe cechy. Przykład? Kwestie optyki i postrzegania w Niewidzialnym człowieku. Pionierzy kina niemal od początku wykorzystywali sztuczki optyczne w swoich projektach.

Jednym z nich był francuski iluzjonista Georges Melies. Magik, marzyciel, pasjonat. Odnoszący już pierwsze sukcesy na scenie Gabinetu Fantastycznego Muzeum Grevin Francuz wybrał się w 1895 roku na pierwszy pokaz filmowy braci Lumiere w Grand Cafe w Paryżu. To było więcej niż fotografia. Na zatrzymanych w czasie ruchomych obrazach Melies oglądał pracowników opuszczających fabrykę, dziecko bawiące się przy akwarium, ogrodnika któremu ktoś próbuje zrobić dowcip. Bez względu na to, czy opowieść o przerażonych widzach oglądających rok później Wjazd pociągu na stację La Ciotat jest prawdziwa, Melies musiał już wtedy wiedzieć, że dzięki temu narzędziu będzie można wprowadzić publiczność nie tylko w zachwyt, ale także ją przestraszyć.

Francuz postanowił zdobyć kinematograf i chociaż nie udało mu się kupić urządzenia braci Lumiere, to dogadał się z Robertem Williamem Paulem, który rozwijał technologię Thomasa Edisona. Jakiś czas później pokazy filmowe stały się nieodłącznym elementem wieczorów magicznych Melisa, już w wynajmowanej przez niego przestrzeni legendarnego teatru Robert-Houdin.

Odkrycie przez Meliesa stopklatki a także innych chwytów filmowych, jak podwójna ekspozycja, pozwoliły mu eksplorować zupełnie nowe możliwości kinematografu. Na jego filmach postaci znikały lub zmieniały się w inne, duplikowały się i deformowały swoje kształty. Czy można było wyobrazić sobie wtedy lepsze uzupełnienie magicznych pokazów? Widownia była zafascynowana projekcjami. A Melies się nie zatrzymywał. To on jako pierwszy filmowiec w historii, otworzył własne studio. Jego pracownice ręcznie barwiły każdą klatkę filmową, tworząc pierwsze dzieła w kolorze. Walczył nawet z piractwem, opatrując wszystkie kopie filmów logo swojej firmy (w Stanach pojawiały się bowiem nielegalne taśmy z jego produkcjami).

W 1902 roku, inspirując się powieściami wspomnianego Wellsa, a także chociażby Juliusa Verne’a, Melies zrealizował film Podróż na Księżyc, czyli wspomnianą pierwszą w pełni fabularną produkcję. Wcześniej przez ponad dekadę kinematograf służył do nagrywania scenek rodzajowych lub dokumentujących codzienność. To właśnie Melies na dobrą sprawę odkrył potencjał tego narzędzia.

Podróż na Księżyc została zrealizowana na 70 lat przed tym, zanim człowiek faktycznie stanął na srebrnym globie. Dziś film może nawet śmieszyć, bo więcej w nim, rzecz jasna fiction niż science. Dość powiedzieć, że ludzkość zdobywa Księżyc wystrzelona w pocisku z gigantycznej armaty (kultowy kadr z nabojem wbitym w obdarzonego smutnym obliczem satelitę, zna chyba każdy kinoman). Zachwycamy się tym filmem nie z uwagi na jego naukowe walory, ale właśnie z powodu wkładu, jaki jego twórca włożył w rozwój kinematografii. Podziwiamy go za niesłychaną wręcz wyobraźnię. Czy nie trzeba było tej wyobraźni, a zapewne i nuty szaleństwa, by kilkadziesiąt lat później naprawdę postawić stopę na Księżycu? Już nie z pomocą pocisku wystrzelonego z armaty, ale dzięki pokoleniom ciężko pracujących naukowców.

Wzrost popularności gatunku science fiction w kinie przypadł na lata 50., co znów okazało się być wynikiem technologicznego postępu. Gatunek tworzył także pole dla badania politycznych i kulturowych lęków w obliczu Zimnej Wojny. W USA obawy przed Związkiem Radzieckim materializowały się w postaci filmów o inwazji obcych (m.in. Najeźdźcy z Marsa z 1953 roku) czy Inwazja porywaczy ciał (1956). Jednocześnie nowinki techniczne sprzyjały pokazywaniu na ekranach widowiskowych efektów specjalnych.

Wprawdzie w latach 60. siła gatunku osłabła, ale jednocześnie to właśnie w tej dekadzie, która będzie przyświecać również tegorocznej Uliczce Tradycji, powstały jedne z najważniejszych filmów science fiction w historii kina. I nie bez powodu opowiadały one o podróżach kosmicznych. W końcu srebrny glob był już wtedy na wyciągnięcie ręki, ostatecznie w 1969 roku amerykańska flaga miała zostać wbita w powierzchnię satelity.

Filmem, który odmienił oblicze science fiction i dziś uważany jest z jedno z najważniejszych dzieł w historii kina, jest 2001: Odyseja Kosmiczna Stanleya Kubricka. W filmie ukazano lądowanie na Księżycu kilka miesięcy przed historycznym lotem Apollo 11.

Fakt, że film wyprzedził swój czas, a niektóre z jego wizualnych pomysłów zostały później wykorzystane w prawdziwych misjach kosmicznych, dobitnie świadczy o tym, że kwestia naukowości w gatunku potraktowana została przez Kubricka bardzo poważnie. Ponadto film oferował przełomowe wręcz efekty specjalne, jako pierwszy w historii tak realistycznie ukazał przestrzeń kosmiczną oraz odwzorował zachowanie człowieka w stanie nieważkości.

Kto wie, czy Odyseja Kosmiczna, a po niej kolejne wielkie dzieła science fiction opowiadające o kosmosie, począwszy od kultowych Gwiezdnych Wojen a na wchodzącej wkrótce na ekrany kin Diunie skończywszy, powstałyby gdyby nie pasja Georgesa Meliesa, który w swych często naiwnych krótkich metrażach, wykorzystywał możliwości ówczesnego sprzętu, aby zabawiać publiczność.

Aby dopełnić historię francuskiego wizjonera należy dodać, że po 1909 roku i zmianach w zasadach eksploatacji filmów, a także w obliczu zmierzchu popularności teatrów iluzjonistycznych i zbliżającej się wojny, jego interesy upadły. W przypływie desperacji postanowił zniszczyć swoje filmy. Na szczęście, jeszcze za swojego życia został odkryty na nowo, a jego wnuczka w 1945 roku podjęła próbę odnalezienia filmów dziadka. Obecnie Filmoteka Francuska posiada 220 z 520 jego dzieł.

W najbliższą sobotę na sali kameralnej Resursy zobaczymy jedno z nich. Będzie to krótki seans, dla wielu z nas być może zabawny i trącący myszką. Podczas seansu warto jednak pamiętać, że gdyby nie ten krótki film i jego reżyser, kino jakie dziś znamy wyglądałoby zapewne zupełnie inaczej. Jak? To może być temat na inną opowieść science fiction.

DAMIAN DRABIK

Źródła:
J. Chapman, N.J. Cull, Projecting Tomorrow: Science Fiction and Popular Cinema, Londyn 2013
http://mfcinerama.pl/georges-melies